Kasia & Adam
sesja narzeczeńska
Kasie i Adama poznałam na jednym z wykonywanych przeze mnie reportaży. Kiedy zobaczyłam pierwszy raz Kasie byłam oczarowana jej urodą i jednocześnie przekonana, jakbyśmy się już wcześniej spotkały. Nie mogłam się mylić! Od słowa do słowa, wspólnie ustaliłyśmy, że chodziłyśmy do jednej szkoły!
Sesja o wschodzie słońca
Niebawem umówiliśmy się na sesję o wschodzie słońca z pagórkami w tle. Ustaliliśmy zabójczą, bo 3:00 godzinę na start. Zabójczą, bo obie Kasieńki lubią sobie pospać. Tylko dla Adama ta godzina nie była straszna. Ruszyliśmy w drogę! Kiedy Kasia opowiadała jak ciężko było jej wstać, ja mówiłam „popatrz jaki piękny wschód się nam szykuje”. A, że ja lubię przebywać z pozytywnymi ludźmi i naturą tak całkowicie zapomniałam która tak naprawdę jest godzina. Kiedy byliśmy w połowie drogi do miejsca naszej sesji naszym oczom na zachodzie ukazały się wyładowania atmosferyczne. Nie jeden, nie kilka. Zapowiadała się konkretna burza. Wspólnie uzgodniliśmy, że czekamy chwilkę i jeśli sytuacja nie poprawi się będziemy musieli przełożyć sesję. Pogoda za nic w świece nie chciała się zmienić a burze szalały przez calutki dzień. Przełożyliśmy naszą sesję na kolejny tydzień, wybierając przy tym godziny przy zachodzie słońca.
Podejście numer dwa!
Dojeżdżaliśmy już do miejsca docelowego, podziwialiśmy widoki, rozmawiamy… i nagle czujemy, że samochód wytraca prędkość a Adam oznajmia „dalej nie pojedziemy”, przed nami góra… za nami góra… Cudownie!
Decyzja – Kasia za kierownice a ja z Adamem jakoś tu pchamy, tam pchamy, już prawie jesteśmy na prostej. Adam chce zamienić Kasię – ręczny nie działa! Wsiadam do auta, naciskam pedał hamulca by Kasia mogła zamienić się z Adamem – ile mieliśmy wtedy śmiechu to tylko my wiemy! Udało nam się auto pozostawić przy działce przemiłych państwa na czas oczekiwania na pomoc – i na czas naszej sesji!
Zachód słońca, las, narzeczeni, komary i ja!
Sesję wykonaliśmy w lesie oddalonym koło 300 m od naszego samochodu. Ależ piękna wtedy była pogoda! Sympatyczne komary dawały do wiwatu tylko mi! Dzięki czemu Kasia z Adamem mogli spokojnie zając się sobą kiedy uwagę komarów przyciągałam ja. W sumie musiałam wyglądać komicznie ciągle odganiając się od nich.
Na sam zachód słońca pobiegliśmy na łąkę, by złapać ostatnie promienie zza okolicznych pagórków.
Może część z Was pomyśli „ale niefart” a ja uważam, że te sytuacje pokazały nam jak obce osoby mogą się zgrać ze sobą. Takie sytuacje scalają i dziś wiem, że te nasze spotkania to nie żaden przypadek – to musiało się stać!
Nasz wybór miejsca na sesję narzeczeńską nie był przypadkowy – pagórki, lasy, zachód słońca to tylko przedsmak sesji poślubnej.